niedziela, 5 października 2008

Polski dinner u Basi i Adama, czyli placki ziemniaczane w burżujskim apartamencie

Spotkał nas zaszczyt i zostałyśmy zaproszone na kolację do Basi i Adama, Polaków, których poznałyśmy podczas szukania nowego mieszkania. Oczywiście okazało się, że kilka osób zna mnie z grona. Jesteśmy generalnie bardzo zaskoczone z Olką faktem, jak wielu Polaków znajduje się obecnie w Lizbonie. Na każdym kroku spotykamy rodaków, język słyszymy w metrze, przed centrum handlowym, na plaży. Istny nalot polish mafii!
Idea kolacji jest typowym zwyczajem Erasmusów. Raz na jakiś czas przygotowuje się poczęstunek, najczęściej tradycyjny dla danej kultury i zaprasza znajomych. Nazwa „dinner” przyjęła się tak bardzo, że korzysta się już tylko z tego określenia. U Basi i Adama poznałyśmy wielu Polaków: Jarka z Rudy Śląskiej (!) studiującego grafikę w Cieszynie, dziewczyny z Rzeszowa i Chojnic, Greka, kilku Portugalczyków i przeciekawego osobnika w koszulce z polskim orzełkiem.
Na imię ma Fillipe i spędził ponad rok w Polsce na Erasmusie. Najśmieszniejsze jest to, że nie miał innej możliwości, jak tylko pobyt w … Koszalinie.
Zupełnie nie wyobrażam sobie Erasmusa w tym miasteczku. On też. Bardzo barwnie opowiadał nam o przygodach w naszym kraju, o różnicach kulturowych, jego wizytach w szpitalu po tym, jak w t-shircie szalał w śniegu, o libacjach w akademikach, o częstowaniu go polskim spirytusem, po którym urwał mu się film i o nauce polskiego, która ograniczała się do zwrotów „Jestem zboczony” albo „Mam ochotę na seks”, mimo, że biedny Fillipe prosił o zwroty dotyczące zakupu jedzenia. Nasi kochani rodacy uczyli go tylko nomenklatury erotycznej.
Basia i Adam ugościli nas plackami ziemniaczanymi – ponoć to był ich pierwszy raz, ale muszę przyznać, że bardzo dobrze im wyszły. Międzynarodowe towarzystwo, portugalskie wino, dobre jedzenie – za to kocham Erasmusa!

Fillipe (Portugalia), Basia(Polska) i Anja(Słowenia)

Reprezentacja Grecji i Polski


Przy wspólnym stole w międzynarodowym towarzystwie

Danie wieczoru, czyli placki ziemniaczane

1 komentarz:

Caroline ;) pisze...

Ja tez za to kocham Erasmusa, mozna sie najesc do syta na miedzynarodowych dinnerach :D