wtorek, 25 listopada 2008

UWAGA!

Wysłanniczka Magda z Lizbony ostrzega:
nie łączcie nigdy leków z alkoholem!
Skutki odczułam wczoraj na własnej skórze: kieliszek grzańca i nie dość, że zrobiłam się czerwona jak burak, to jeszcze zaczęłam mieć zwidy, widziałam krasnoludki w kuchni, a śmiechawę dostałam taką, jak bym wypaliła tonę trawy i doprawiła się grzybkami.

Targ złodziei i jak sobie poradzić na Erasmusie

Ostatnio znalazłam przez przypadek kilka erasmusowych filmików:
W nawiązaniu do nich, proponuję naszą wersję:
ERASMUS - ZAWSZE SOBIE JAKOŚ PORADZISZ!

Żeby nie było niedomówień - pięknie segregujemy śmieci

Urocza Greczynka - Eleni in 100% :)

Spacer uliczkami Alfamy w jej towarzystwie to istna komedia

Wąskie uliczki kryją wiele zagadek...

Uwielbiam te balkony...

Pięknie się komponujemy prawda?

A tu jeszcze piękniej, na tle kościoła na Alfamie

Feira da Ladre, czyli targ złodziei - niezwykłe miejsce z masą zwykłych rzeczy.

Co sobota w Lizbonie, na starym mieście zbierają się ludzie i sprzedają dosłownie wszystko. Można znaleźć stare buty, książki, ubrania, filiżanki, biżuterię i wszystko, czego dusza zapragnie.
obowiązuje reguła: wytarguj, ile się da. W tej dziedzinie specjalistką jest Ola, która jeszcze nigdy nie kupiła niczego powyżej 1 euro, a ostatnio dostała nawet kolczyki za darmo od uroczego ciemnoskórego kupca :-) Nie ma to jak zniewalający uśmiech i blond włosy!

niedziela, 23 listopada 2008

"Dla tych, co nie wierzą"

23 listopada: http://pl.youtube.com/watch?v=HLI2RTaCvsM

I jeszcze porcja zdjęć z dzisiaj:






Polski obiad w polskim towarzystwie

Pod pretekstem farbowania włosów Oli (Nie przejmuj się Kochana, jeszcze się uda :-) a i tak masz śliczne blond - uwielbiane przez Portugalców), zaprosiliśmy do nas Marcina i Asię. Żeby było weselej, wpadli także Jaruś i Gosia. Wymyśliłyśmy z Olą, że przygotujemy polski obiad.

Menu:
Zupa: rosół z makaronem
Drugie danie: pieczone ziemniaczki, kapusta zasmażana, kotlety mielone, mizeria i sałatka
Deser (autorstwa Jarka): gruszki w czekoladzie z cynamonem

Wyszło pysznie!

Dziękujemy za obecność. Gosia - trzymam kciuki, zeby się udało z Twoim miesięcznym pobytem w pokoju Leviego!
Rozkoszny opis dojazdy do naszego mieszkania.Zostawiła Gosia i Jarek.
Rosołek z portugalskiej kury.
Ziemniaczki i kotlety mielone.
Jarek dekoruje swoje gruszkowe dzieło sztuki.
Oto i gwódź programu.
Po obiedzie chill-out, czyli polskie zarty w polskim towarzystwie.
Gosia w moim pokoju delektująca się smakiem winka.
Marcin i Asia - chyba smakowało:-)

sobota, 22 listopada 2008

Zaproszenie

Nie, nie napiszę dzisiaj nic o tym, jaką miałam temperaturę za oknem. Tyle tylko, ze balkon był otwarty przez cały dzień, a słońce zmusiło mnie do chodzenia w koszulce na ramiączkach.
Wybacznie, nie mogłam się powstrzymać.
PS. Jeżeli ktoś marzy o słońcu i niedzieli na plaży - zapraszam na Avenide Królowej Dony Amelii, numer 32 piętro 6 i drzwi po prawej. Przylatujcie nawet jutro!

piątek, 21 listopada 2008

JESIEŃ W PORTUGALSKICH GÓRACH


"Pojechały dzieci na wieś", czyli ja i Ola w Covilha.

Czas biegnie nieubłaganie, a ja powoli wtapiam się w wielkomiejską rzeczywistość. Lizbona nie jest ogromną metropolią, wielu uważa ją za bardzo kameralne miasto. Dla mnie jednak ciągle kryje masę zagadek i jej odkrywanie stanowi nie lada wyzwanie. Mieszkając tu już prawie cztery miesiące, nie zdołałam zobaczyć wszystkich dzielnic, a nazwy niektórych stacji metra ciągle czekają na moją wizytę. Lizbona ma według mnie rewelacyjną lokalizację. Miasto znajduje się na siedmiu wzgórzach, jezdząc z dzielnicy do dzielnicy, ciągle ma się wrazenie, że odkrywa się nowe miasteczko. Oczywiście wartością jest bardzo bliski kontakt z Oceanem i ciepły klimat. I te mosty, te pomniki, te place oświetlone nocą i "pasztelarije" kuszące zapachem espresso i pastais de nata. W Lizbonie czuje się klimat i nikt mi nie wmówi, że to miejsce nie jest niezwykłe. Bo dla mnie jest najpiękniejszym miastem z Europie.

Piszę to wszystko, bo będąc ostatnio w Covilha, usłyszałam opinię, że stolica Portugalii jest nudna, nie posiada niczego poza ciekawymi zabytkami i nie zachwyca. Nie mogę się z tym zgodzić. Dla mnie na zawsze będzie drugim domem.

Jednakże nie można ograniczać się tylko do jednego miejsca. Postanowiłyśmy wyruszyć na północny-wschód kraju, żeby poczuć klimat jesieni w portugalskich górach. Przyjaciółka Oli mieszka tam w urokliwym miasteczku o nazwie Covilha. Magda, bo o niej mowa, studiuje na tamtejszej uczelni w ramach Erasmusa. Jednak nie jest to tradycyjny Erasmus. Okazuje się, ze w Covilha mieszka ponad 30 Polaków. Akademik został przez nich opanowany, mieszkańcy tak się przyzwyczaili do ich obecności, że zaczęli mówić po polsku. Nie będę wspominać, że oczywiście nasze rodzime "k****" usłyszeć można z ich ust. Szczególnie, kiedy mowa o młodych Portugalczykach, którzy nawet nie zdają sobie sprawy ze znaczenia. Udało nam się przenocować za darmo w akademiku u Magdy. Bardzo ładny budynek, przerobiony ze starej fabryki, z masą przestrzeni w środku, przestronnymi pokojami i wygodnymi kanapami na korytarzach. Aby nasze nogi stanęły w Covilha, musiałyśmy spędzić cztery godziny w pociągu. Byłam bardzo miło zaskoczona, kiedy zobaczyłam, jak wyglądają portugalskie pociągi. Początkowo sądziłyśmy, że może to pomyłka, że może weszłyśmy do pierwszej klasy. Ale nie, to standard - wygodne fotele, stoliczki, klimatyzacja, bardzo czysto. No! Tak można podróżować!

Jako, że genialnie spóźniłyśmy się na pociąg o 8, zmuszone byłyśmy jechać tym o 14. Dotarłyśmy więc koło 18 na dworzec w Covilha, gdzie czekali już na nas Magda i Michał. Kilka minut później miałyśmy okazję przekonać się na własnej skórze, że "Tutaj wszędzie jest pod górkę" :-) Strasznie strome schody, wspinaczka z plecakami - okazało się, że mieszczuchy zapomniały, co to znaczy kondycja. Drugiego dnia jednak nadrobiłyśmy z treningiem, ponieważ wybrałysmy się w góry. Nie dotarłysmy wprawdzie na Torre, czyli najwyzszy szczyt kontynentalnej Portugalii ( 1993 m n.p.m.), ale udało nam się dostać na Penha de Saude, gdzie odwiedziłyśmy schronisko i wypiłysmy herbatę w lokalnej restauracji. Dla fascynatów gór - mowa o masywie górskim Serra da Estrela. Na szczycie Torre w 1948 roku wybudowano 7-metrową wiezę, tak aby najwyzszy punkt w kraju sięgał 2000 m n.p.m.

Jesień w górach jest prześliczna! Kolorowe liście, skały, wijące się drogi. Jedynym minusem był straszny wiatr, który dał nam popalić. Potrzebowałam takiej wycieczki w naturę. Stęskniłam się za przyrodą, ogromną przestrzenią i powietrzem, które przeszywa nozdrza.

W środę wieczorem wybraliśmy się na imprezę do lokalnej dyskoteki o wdzięcznej nazwie "Chemistry" :) Jak to mówią w Covilha: "Szału nie było", ale wieczór można zaliczyć do naprawdę udanych. Bardzo sympatyczne towarzystwo, dobre drinki i przyjemna muzyka. Na koniec zabawne dialogi z Portugalczykami, którzy oczywiście nie mogliby przejść obojętnie na widok tylu pięknych Polek :) Pochwalę się skromnie, że udało mi się zamienić parę słów po portugalsku i stwierdzono, że jak na 3 miesiące w kraju to muszę być "muito inteligenta" :) Przyznam Wam się, że mówienie i rozumienie języka sprawia mi ogromną frajdę!

Podsumowując całą wycieczkę: piękne góry, świeże powietrze, silny wiatr, wszędzie pod górkę.


Ubolewam tylko nad jednym - nie usłyszałam ani razu "Foda-se"! Nie potrafiłabym chyba mieszkać w takim miejscu ;P Za bardzo przywiązałam się do tego słowa i ludzi, którzy wykrzykują je tysiąc razy dziennie :)
Korzystając z okazji, dziękuję MadzioO za zaproszenie, było naprawdę miło. Wpadaj do Lizbony - pokazemy Ci, jak się bawi na Dokach i w innych klimatycznych miejscach.

I tradycyjnie - zdjęcia z wyprawy:
W tle covilhańskie wzgórza
Eu gosto bombeiros, czyli jedno z trzech ulubionych słów po portugalsku
MadzioO, ja, Olka - północno-wschodnia Portugalia -inny kraj

Z dedykacją dla mojego wielbiciela Benfici :)
Widoki takie, ze az dech zapiera

Jesień wcale nie musi być szara, deszczowa i smutna
"Jesień trwa, rdzawych liści czas.."

Charakterystyczne pomarańczowe dachy i domy z białego kamienia - magicznie!
Podczas spaceru na Penha de Saude.Wiało tak, ze Olka musiała udawać Araba :P

Monia, MadzioO i Olka, czyli Polki na szlaku :)

A tu szalejemy po covilhańsku

Muzyka, zabawa, szał baj najt!

Monika, czyli magnes na covilhańskich rapazas :)

Drina goni kolejny drin...zwłaszcza, jak jest "lejdis najt" i rozdają za darmo!
Polska ekipa w akcji :)
PS. I piszcie foda-se komentarze!!!!

czwartek, 13 listopada 2008

Jeszcze kilka zdjęć z wizyty rodzinki


Michał w euforii na meczu Benfica-Galatasaray

Tata stwierdził, ze czuł się jak aktor uczestniczący w przedstawieniu - wszystko za sprawą stadionu - tutaj piłkarze to nie tylko biegające kolorowe punkty.

Większość kibiców ubrana w czerwień lokalnej Benfici - niestety w depresji po przegranej walce.

Przed Oceanarium w Lizbonie

Bajkowe klimaty


Jaś odpoczywa po intensywnym zwiedzaniu Oceanarium



Wyścigi na Expo
Staś w żywiole
Nawet mamę zainteresowały instrumenty - EXPO
Kawusia w portugalskiej knajpce
Na końcu świata - Cabo da Roca
Tata na najdalej na zachód wysuniętym fragmencie Europy.