sobota, 28 lutego 2009

Krytycznie

Wczoraj zobaczyliśmy "Vicky Cristina Barcelona". Nie podobał mi się. Przegadany, mało wciągający, zwyczajnie nudny. Barcelona sterylna, bez klimatu. Dzieła Gaudiego jakby wyjęte z reszty miasta. Przekoloryzowany, jakis taki nieprawdziwy. Pelenope i Javier bardzo pozytywnie, ale to nie wystarczylo.
W ogóle Allen mnie rozczarowuje ostatnio: na "Wszystko gra" się wynudziłam, na "Scoop'ie" zasnęłam w kinie...
To już nie ten Allen co kiedyś... "Annie Hall", "Manhattan"... tylko pomarzyć.
Do Barcelony i tak pojadę, ale nie przez film.

piątek, 27 lutego 2009

GOOD BYE party, czyli żegnamy Eleni! :(

I pojechała nam Greczynka do domu. Do Aten dalekich :( Piękne pożegnanie było. Duzo jedzenia, 16 osób w naszym mieszkaniu, wino czerwone, białe - do woli. Były łzy i wspomnienia. Bo przezyliśmy razem pół roku, a działo się wiele... Niecierpię pożegnań, szczególnie kiedy wyjeżdża ktoś tak sympatyczny jak Eleni.

Spędziłyśmy w kuchni niemal cały dzień - ale opłacało się...

... i jedzenia zostało nam na kolejny tydzień

Ola i Susie - która opiekowała się moim pokojem, kiedy byłam w Polsce

Brazylijki i Portugalczyk - znajomi Eleni z uczelni

Nasz nowy francuski współlokator Hugo, Levi i Eleni

Balkonowo imprezowo

Eleni & Levi

Eleni % me

Eleni & Bruno

Nie ma to jak mieć przestronny balkon

Tyle wspomnień...
ELENI, THANK YOU FOR EVERYTHING! LIVING WITH YOU WAS AMAZING! AND WE WILL NEVER FORGET IT! :* :* :*

Quinta das Conchas Park

Dopiero niedawno odkryłam ten piękny park, który znajduje się 5 minut od mojego mieszkania (!). Ukryty za wysokim murem nigdy nie przyciągał mojego wzroku. A jest na co popatrzeć.
Wybraliśmy się tam wczoraj w południe.



















środa, 25 lutego 2009

Po prostu: FODA-SE!


Jeszcze przed klęską

Stadion Sportingu - coś pięknego

Warto przezyc mecz na takim stadionie, nawet mimo porazki

Zielono wszędzie
Jak powiadała pewna Ewa z mojego liceum: DRAMAT LUDZKI DRAMAT.
Sporting vs Byern
0-5
:(

Pierwsze dni w Lizbonie

Daniel spełnił moje marzenie i w od razu po odespaniu podróży zabrał mnie nad ocean. Byliśmy na Carcavelos. Moje spragnione słońca, wody i palm oczy miały istną ucztę estetyczną.
Przepiękny zachód słońca, piwko na plaży...
To było w poniedziałek. Wieczorem dinner u rodziców Dana i degustacja pysznego wina i sera, a w nocy imprezowanie na Bairro Alto. Trafiłam z moim powrotem akurat w sam środek karnawału. Okazuje się, że trwał w tym roku 5 dni. Świetna sprawa: poprzebierani ludzie, masa kolorów, muzyki. Nawet na plaży spotkaliśmy przebierańców! Małe dzieci naśladujące Supermanów, diabełki, aniołki, Czerwone Kapturki - rewelacja. Miałam ze sobą aparat, ale oczywiście padła bateria, także niewiele zostało utrwalone. Ciekawe jest to, że w trakcie karnawału ludzie mają wolne dni od pracy, sklepy są zamknięte i wszyscy odpoczywają.
We wtorek, czyli wczoraj odsypiałam imprezowanie, więc wstałam z łóżka o 16 (!) i po propozycji od Ribeiro pojechaliśmy znowu nad oceanż czekali Gosia i Miguel. Tym razem miałam przyjemność zobaczyć Boca da Inferno, czyli tzw. Usta Piekieł. Miejsce znajduje się w okolicy Cascais i są to skały wbiegające do oceanu kształtem przypominające paszczę. Ponoć trochę ludzi tam zginęło w przeszłości, stąd piekielna nazwa. Cudne miejsce widokowe, a że słońca grzało jak w czerwcu, wystawiliśmy mordki i relaksowaliśmy się na kamieniach. Później jedzonko i piwko na Carcavelos. Po tym jakze pełnym we wrazenia dniu padłam jak zabita i juz o 23 chrapałam jak dziecko.
A dzisiaj... o 12 lunch z Olusią ( Pozdrowienia dla Mamy Oli ), wycieczka do Klaudii aby dać jej papiery z uczelni, spacer uliczkami Baixia-Chiado, pierwsza kawka po powrocie...
Wieczorem wybieram się na mecz Sporting - Bayern München! Miasto juz szaleje. Na Baixa pełno kibiców z Niemiec, ludzie w czerwonych koszulkach i wszędzie szaliki i niemieckie okrzyki.
Będzie się działo. Chłopcy kazali mi się ubrać na zielono - bo przecież Sporting zobowiązuje :-)
Wezmę aparat, więc jutro może będą zdjęcia.
Tymczasem fotki z pierwszych dni w Lizbonie...


Dan i zachód słońca na Carcavelos

Grunt to patrzeć w tym samym kierunku ;-)

Boca da Inferno

Ribeiro, czyli "um bico por favor" ;-)

Egzotyka

Macho z polskim papierosem i piwem odbitym w okularach :-)

Opalanko na Boca da Inferno

O C E A N

Boca da Inferno

Piękne miejsce widokowe

Wyczekane...

Berlin - Lizbona


ZIMA

WIOSNA


No i jestem. Dopiero dzisiaj udało mi się zgrać zdjęcia i napisać dwa słowa. Przyleciałam w niedzielę, ale tu dzieje się tak wiele, że zwyczajnie brakuje czasu. Na początek przygód kilka Magdy na lotnisku w Berlinie, czyli niemal płacz i zgrzytanie zębami...

Wielu ludzi mi opowiadało niestworzone historie na temat lotniska w Berlinie: że strasznie pilnują limitów kilogramów, że świrują w przeszukiwaniu bagażu podręcznego, że niemili, przesadnie dokładni. Teraz mogę sama potwierdzić: Nie polubiłam stolicy Niemiec. (czyt.lotniska, bo samo miasto z okien metra wyglądało bardzo atrakcyjnie i trzeba się tam udać pozwiedzać!).
Najpierw negocjacje z panem w check in'ie - musiałam przepakować trochę rzeczy z jednej torby do drugiej, bo było 4 kg za duzo. Za radą Gosi, której serdecznie dziękuję za podtrzymywanie mnie na duchu, ubrałam na siebie dwie kurtki, dwa swetry i koszulkę. Wyglądałam jak polski bałwan, ale najwazniejsze, ze pan w okienku już się nie awanturował i z nadbagazem 3 kilogramów otrzymałam do ręki bilet Berlin - Lizbona. Wydawało się wtedy, ze to koniec stresów, jednak nie... Przy wejściu do security room, czyli miejsca, gdzie przechodzi się przez bramki na wykrywanie metalu itd, powiedziano mi, że niestety, ale nie mogę wejść z laptopem, ponieważ każdy pasażer może mieć tylko jedną torbę. Miałam bagaż podręczny i laptop, który ZAWSZE traktowany był jako extra rzecz, nie liczono go jako odrębną torbę. Powiedziano mi, ze od stycznia przepisy się zmieniły. Zapytałam, co w takim razie powinnam zrobić. Oczywiście: "Zapłacić za kolejny bagaż"... Zaczęłam kombinować, bo nie miałam ochoty tracić ponad 20 euro. Zapytałam kilku młodych ludzi, czy nie zgodziliby się wziąć mojego laptopa jako ich, niestety wszyscy się bali. Hmm może wyglądam na jakiegoś dealera... Stałam przy wejściu jak sierota, Gosia obok mnie, pocieszała i szukałyśmy rozwiązania z tej idiotycznej sytuacji. Kobieta, która przekazała mi informację o zmianie prawa, obserwowała mnie cały czas i chyba wzbudziłam jej litość, kiedy ze łzami w oczach powiedziałam, że studiuje za granicą, laptop jest mi niezbędny, a pieniędzy nie mam, żeby zapłacić za kolejny bagaż. Moje oczy wyglądały chyba jak kota ze Shreka, bo szepnęła: "OK, go!" i szybkim krokiem weszłyśmy z Gosią do kolejnego pokoju. "Thank You Thank You so much" ... i już byłam po bramkach, w strefie bezcłowej. Mokra ze stresu i nadmiaru odzieży.
To niestety nie wszystko. Przez fakt, że zabroniono nam wnosić małą torebkę ( która też ZAWSZE była normą) zgubiłam telefon. Także moi drodzy, polski numer zaczynający się od 783... przepadł. Tyle dobrze, ze kończy się umowa, a telefon był wyłączony, więc nikt się nie skusi, by z niego dzwonić. Musiał mi wypaść gdzieś w samolocie, bo pamiętam, że wyłączałam go na rozkaz załogi. A później...czarna dziura.
Na szczęście nowy telefon już mam, Daniel czekał na lotnisku, przywitało mnie słońca i przecudny widok Lizbony z lotu ptaka. Żałuję, że nie miałam aparatu na pokładzie, bo zdjęcia byłyby nieziemskie! Pilot zaserował nam kołowania nad dachami lizbońskich domów, nad oceanem, palmami. Widziałam dokładnie Belem, mosty i stadiony. Coś pięknego!

Po wyjściu na ziemię szok termiczny - z mroźnej Polski zasypanej śniegiem - wiosenna Portugalia. Grzeje jak u nas w maju, drzewa kwitną na rózowo, a ludzie maszerują w krótkich koszulkach.

Otwarte okno na balkon, promienie słoneczne w całym pokoju... Jest pięknie.

sobota, 21 lutego 2009

Rumo a Portugal

No to lecimy...

czwartek, 19 lutego 2009

Ostatki


Pyszne pączki, pomarańczowe wino, kąśliwy żart i ciepłe kapcie, czyli jak dobrze spotkać się w naszym starym, dobrym, podstawówkowym gronie!
Dzięki dziewczynki! Było fantastycznie!

niedziela, 15 lutego 2009

Wybrały się dzieci w góry!


Ja, Jasiu, Kasia i Piotrek - 15.02.2009 Wisła Soszów
Jak mi tego brakowało!
Jasiu jako Adam Małysz
Pięknie ośnieżone drzewa zachwycały!
I obiecałyśmy sobie, że co roku nie może zabraknąć nart!
Kocham ten narciarski klimat...
Nasza kobieca część ekipy, czyli Jaś, Kasia i ja
Trasa w lesie szczególnie przypadła nam do gustu
Trzeba to przyznać: tego w Lizbonie nie mają;-)
Przecudne zaspy kusiły, by w nie wskoczyć...
Obowiązkowo przerwa na piwko
KOCHANI, DZIEKUJĘ WAM ZA TEN BARDZO UDANY WYJAZD!
PS. A to felerne "korytko rzeźnika" sobie jakoś odbijemy!