czwartek, 28 sierpnia 2008

Everything's gonna be all right!


PLAŻA

Plażowiczka Madalena i jej relacja z odkrywania piasków lizbońskich
W samej Lizbonie plaż niestety nie ma. Na szczęście są niedaleko i jest ich cała masa. Nie odwiedziłam jeszcze wszystkich, ale z pewnością będę je systematycznie odkrywać.

Najczęściej jeżdżę na plażę do Cascais. Dostać się tam mozna pociągiem - bilet w dwie strony to koszt około 3 euro. Trasa: dojazd metrem do ostatniej stacji linii zielonej - Cais do Sodre i złapanie pociągu bezpośrednio do Cascais. Plaże, które się tam znajdują kuszą urokliwymi zaułkami, ale niestety nie są idealne. Według mnie leżą zbyt blisko drogi i jadąc pociagiem obserwuje się plażowiczów. Oczywiście jest to kwestia gustu. Rozmawiając z Chico, dowiedziałam się, że prawdziwe, portugalskie, rajskie plaże znajdują się po drugiej stronie mostu. Może uda mi się tam dotrzeć. Wielu ludzi pyta mnie o możliwości surfowania. W Cascais nie widziałam fascynatów tego wodnego szaleństwa, ale dowiedziałam się, że niedaleko, bo około 7 kilometrów od Cascais znajduje się Guincho Beach. To 30 km na zachód od Lizbony. Z powodu dużych fal oraz silnego wiatru to ponoć ulubione miejscem miłośników surfingu oraz windsurfingu.


Poza tym kilka informacji o innych plażach w okolicy:
Costa da Caparica- ulokowana na lewym brzegu Tagu Costa da Caparica oferuje najlepsze plaże w okolicach Lizbony. Autobusy odjeżdżają z Praca de Espanha w centrum, czas dojazdu to około 30 minut, a odległość to kilkanaście km na południowy-zachód.
Praia da Adraga- otoczoną wysokimi klifami plażę uważa się za jedną z najpiękniejszych w Europie. Znajduje się 15 km na północ od Guincho, w pobliżu Sintry (około 40 km od Lizbony).
Ericeira Beach- plaża znajduje się nieopodal urokliwej wioski Ericeira około 54 km od Lizbony. Okoliczne wody stanowią doskonałe miejsce do surfowania. Do Ericeiry najprościej dotrzeć autobusem z Campo Grande. Czas podróży to około półtorej godziny.

Jest w czym wybierać. Tymczasem kilka zdjęć z wypraw nad ocean.



Korzystam, ile mogę, bo minie wrzesień, a wraz z nim najprzyjemniejsze słońce, jakie w życiu widziałam i czułam na własnej skórze. Adeus!

środa, 27 sierpnia 2008

Dziękuję

Muzyka, która ogrzewa to miasto, potrafi przekazać czasem więcej niż tysiąc słów.
Tobie ją dedykuję.
Dziękuję.

http://www.youtube.com/watch?v=0slxu9Yqlt4

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

PARK

Zaraz wychodze na plaze, takze wrzuce kilka zdjec z wczorajszego zwiedzania, a opis bedzie pozniej.

PARK EDWARDA VII
PALMIARNIA

niedziela, 24 sierpnia 2008

Niedziela w Lizbonie

Mam widok na basen i kościół. Pływanie rozpocznę we wrześniu, ponieważ trwają prace remontowe, a woda w oceanie nie sprzyja moczeniu tyłeczka - temperatura jest delikatnie mówiąc nieprzyjemna. Postanowiłam poznać drugie miejsce, które widzę zza okna.
Msze w Portugalii różnią się od naszych w kilku aspektach. Według mnie głównie mentalnie. Ludzie zachowują się jak jedna wielka rodzina, w momencie przekazywania sobie znaku pokoju, zaczynają szwędać się po Kościele i całują w policzki (2 razy). Ksiądz przez większą część mszy się uśmiecha i rzuca dowcipami z rękawa, a wierni odpowiadają gromkim śmiechem. Dzieci machają swymi opalonymi rączkami, a ksiądz nie jest im dłużny. Bardzo pozytywne odczucia.
Pieśni, które słyszałam doprowadziły mnie do dreszczy. Bez instrumentów, za to z pięknymi głosami żyjących tu ludzi. Zaskoczył mnie fakt, iż Komunię Świętą rozdawał zarówno ksiądz jak i kobieta. Zresztą w trakcie uroczystości to kobiety czytały Ewangelię. A wydawało mi się, że Portugalia to raczej mało feministyczny kraj. Dostałam pouczenie od księdza, ze Komunię powinno się przyjmnować do lewej ręki, a prawą wkładać do ust. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale się dowiem.
Po mszy ludzie jak mrówki pędzą do kawiarni na kawę i ciastka. Też się skusiłam. Barman wita portugalskim pozdrowieniem i cały dzień wydaje się jakby przyjemniejszy...
Tradycyjne portugalskie ciastko, które ludzie tu jedzą nałogowo do kawy o każdej porze dnia i nocy

I nie będę się sugerować komentarzami, ze ciągle piszę o jedzeniu :P

piątek, 22 sierpnia 2008

Kulinarnie

Częścią każdej kultury jest oczywiście kuchnia. Jak wszyscy wiedzą, ta dziedzina szczególnie bliska jest mojej naturze. Uwielbiam poznawać nowe smaki, odkrywać typowe dla danych miejsc potrawy, napoje, owoce. Degustację tutejszych win rozpoczęłyśmy z Olą przedwczoraj. Jako dwie polskie zupełnie niezorientowane turystki poprosiłyśmy o poradę pewnego starszego Portugalczyka, który mówił po angielsku ( na marginesie: to niesłychane, ile tutaj starszych ludzi posługuje się biegle tym językiem). Ów pan polecił nam wino koloru różowego, mówiąc, że to doskonały eliksir do wszelkiego rodzaju ryb. Nieco zdziwione, ponieważ wygląd butelki i kolor wina bardziej kojarzył nam się z deserami, zaufałyśmy miłemu panu i jakże wielkie było nasze rozczarowanie, gdy otworzyłyśmy butelkę... Okazało się, że było to najzwyklejsze w świecie wino musujące...Dlatego też wczoraj, już pełne doświadczenia, postanowiłysmy zdać się na własną intuicję i kupiłyśmy dużą butelkę czerwonego wina. Na etykiecie widniał napis: Vino do mesa. Błyskotliwie zaszpanowałam, ze to na pewno znaczy: wino do mięsa (chyba mi się skojarzyło z chorwackim). Chciałyśmy pół-słodkie, ewentualnie pół-wytrawne... oczywiście okazało się wytrawnym i jak mi później wytłumaczył Chico, nie do mięsa, ale stołowym ;-) Cóż, do odkrywania wina chyba jednak będzie nam potrzebny ktoś, kto potrafi lepiej interpretować napisy na etykietach...

Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała czegoś o jedzeniu. Portugalczycy zazwyczaj jedzą śniadanie w kawiarniach. Najczęściej jest to bagietka z masłem ( wyobraźcie sobie, ze kazde masło jest tu z solą morską, pycha) albo jakieś ciasto francuskie z szynką, serem, sałatą i oczywiście kawa. Bez niej ani rusz. odkąd tu jestem, lokatorzy mojego mieszkania na Cezara Zielonego ani razu nie jedli w domu rano, zawsze w kafejkach na rogach ulic. Bardzo mi się ten zwyczaj podoba, taki przyjemny początek dnia. Następnie koło 13-14 jedzą jakieś lekkie danie, taki ichniejszy lunch, a najbardziej obfity posiłek następuje dopiero koło 19-21.

Mam w zwyczaju jeść tradycyjne potrawy w obcych krajach. Czytałam, że w Portugalii bardzo lubiane są zupy. Poszłam więc dzisiaj na zakupy i znalazłam piękną dynię. Postanowiłam ugotować z niej krem. Oczywiście nie obyło się bez komplikacji, ponieważ nigdzie nie mogłam znaleźć kwaśnej śmietany czy nawet jogurtu! W ogóle niewiele tu nabiału, a jak już jest, to bardzo drogi. Za to pieczywo przepyszne, zwłaszcza ciemne bułeczki.

Przed chwilą wpadł Chico na lunch do domu i załapał się na miseczkę mojej zupy. Zjadł szybko i łapczywie, więc chyba mu smakowało. ( Nie wiem, czy wierzyć jego słowom, więc obserwowałam jego język ciała :-)). Za chwilę wpadnie Ola, którą również uraczę moim wynalazkiem. Taką kuchnię kocham, lekka, pyszna i niskokaloryczna...

Mmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm...

czwartek, 21 sierpnia 2008

Pierwszy raz na uczelni

Wróciłam z wycieczki po bilety. Oczywiście miałyśmy przygody. Jak powiedziała nam pewna młoda Portugalka, studiująca w Londynie, to miasto jest pełne sprzeczności i łatwo się zgubić. Finalnie znalazłyśmy okienko z formularzami i możemy odebrać karty jutro.

Spacerując na Campo Pequeno, natknęłyśmy się na pomnik Cezara Zielonego.

Chyba był kimś jak nasz Adaś Mickiewicz, bo nawet w metrze znalazłam na ścianie jego cytat.
Byłam też pierwszy raz na uczelni. Prezentuje się całkiem interesująco: ładny budynek, wokół dużo zieleni, palmy, park. Od mojego mieszkania to 5 stacji metra, ale to całkiem niewiele, bo kolejka śmiga szybko. Zaskoczyły mnie ceny metra - 2 euro za jednorazowy bilet plus powrót.

Lusofona widać przygotowuje się do rozpoczęcia semestru, trwają prace porządkowe, ludzie biegają, można zobaczyć mieszankę kultur z całej Europy.

I jeszcze plan całego kampusu... (niczym uczelnie w amerykańskich filmach)


Na ulicach Lizbony spotkać można bardzo barwne postaci. Dzisiaj uwieczniłam ciekawą babcię, która entuzjastycznie sprzedawała figi...


I na koniec zdjęcie mojego obiadu: papryczki a'la Madalena: oliwa (koniecznie portugalska), czosnek, cebula (jaka tu jest słodka!) oraz czerwona i zielona papryka, wszystko dusimy i dodajemy sól, pieprz i oregano (tylko to znalazłam w kuchni). Włala, pyszny obiad gotowy!

Powiem Wam szczerze: bardzo mi Lizbona smakuje!

Udało się, Miguel jest wielki!

I nadszedł ten cudny dzień: 21.08.2008, w którym Cudotwórca Miguel (ten sam, który odbierał nas z lotniska) naprawił internet bezprzewodowy. Zatem teraz mogę śmiało powiedzieć, że już wszystko jest idealne.

Dzisiaj idę z Olką kupić kartę na metro i autobusy. Taka przyjemność kosztuje 30 euro na miesiąc plus wyrobienie karty 10 euro. Odebrać będziemy je mogły juz jutro, kiedy to planujemy wybrać się pierwszy raz na plażę. Widokiem oceanu oczywiście się z Wami podzielę. Tymczasem pokazuję piękne miejsce, które znajduje się 1 minutę od mojego mieszkania.


Panorama na część Lizbony, którą można podziwiać, stojąc na wzgórzu Penha de Franca, gdzie mieszkam. Bardzo ładna okolica, spokojna, z masą kawiarenek i straganów z owocami. Dzisiaj kupię jakieś warzywa i uduszę na obiad.

Tymczasem muszę kończyć, bo Olka czeka pod domem. Lecimy kupić bilety. Adeus!

środa, 20 sierpnia 2008

Już prawie idealnie

Kochani,

Złośliwość rzeczy martwych jest jednak wyjątkowo uciążliwa. Wszędzie-Działający-Internet-Bezprzewodowy nie ma ochoty zadziałać na laptopie, mimo szczerych chęci mojej maszyny. Nieustannie ( mimo moich licznych i bardzo pomysłowych prób) powraca z pozdrowieniem o treści: "Sieć nie przypisała adresu sieciowego do tego komputera" tudzież: "Adres IP nie został odnowiony". Brzmi wrogo. Na szczęście dzisiaj wpadnie kolezanka Olki, Magda, która skończyła informatykę, więc może ona coś poradzi. Zabawne jest to, że Internet działa przez kabel - co też w momencie pisania wykorzystuje ile, się da. Mój przemiły portugalski współlokator Chico, który okazał się Franciskiem i nie kucharzem, jak przedstawiała mi go Erica, a renowatorem zabytków! Hmm, można znaleźć kilka podobieństw, ale generalnie Francisco wychodzi rano do pracy, wraca koło 13 na obiad i znowu ucieka wspinać się i naprawiać stare mury. Dzisiaj natknęłam się na niego w kuchni i powiedział, że jeśli tylko chce, mogę się podłączyć do netu w jego pokoju. Tak więc siedzę sobie na franciskowskiej podłodze w okrągłym pokoju i piszę do Was.

Jako, ze jestem uwiązana przyjściem Olki i Magdy w sprawie netu, nie mogę wyjść i zwiedzać. Załapałam się za to dzisiaj na obiad autorstwa Franciska - spaghetti z oliwkami, śmietaną, pieczarkami, tuńczykiem (no kucharz z niego średni:P ale było miło), a później zrobił kawę. Uwaga, w miseczce na zupę! Ech te róznice kulturowe... :-)

Zrobiłam kilka zdjęć mieszkania i widoku za oknami.


Widok z kuchni na najdluzszy most w Europie. Początkowo myslalam, ze to ocean, ale zostałam uświadomiona... że to rzeka ( żeby Jasiu nie sądziła, ze pomyliłam most z oceanem) :P



Typowe, gęste zabudowania w Lizbonie... Mój dom jest na samym wierzchołku wzniesienia, także widoki piekne, na całe miasto - postaram się zrobić kilka zdjęć i wrzucę na dniach...




A to już mój pokój i widok na laptopa, który obraził się z wifi...



Nie muszę chyba pisać, jaka Lizbona jest cudna, bo widać na zdjęciach, ale muszę przyznać, ze zrobila na mnie ogromne wrazenie. Przeurocze wąskie uliczki, ludzie spokojnie pijący kawę, którym nigdzie się nie spieszy. Ludzie bardzo otwarci: wczoraj pewna starsza pani sprzedająca owoce próbowała mnie nauczyć portugalskiego. Wspomne, ze był to baaardzo przyspieszony kurs i w związku z tym mało efektywny. Umiem za to juz dziekowac w sklepach, witac sie i zegnać.
- Obrigada - Dziękuję
- Bon dia - Dzień dobry
- Adeus - Do widzenia
Jedno sprostowanie: czas w Portugalii rozni się od polskiego tym, ze jest godzina wczesniej, a nie pozniej, jak napisalam na początku. Zatem teraz mam 14:53 a nie 15:53 jak u Was, czyli mam wiecej czasu :-) (cóz za logiczne wyjasnienie).
I przepraszam za brak literki z z kropeczką, ale portugalski klimat nie sprzyja tej literze i kazde jej wcisnięcie kasuje mi połowę tekstu. Zatem doceńcie moja cierpliwość.
Pozdrawiam wszystkich i do zblogowania!

wtorek, 19 sierpnia 2008

JESTEM CALA I ZDROWA

Dolecialam. Pisze z kafejki internetowej, poniewaz w mieszkanku mam male problemy z konfiguracja sieci bezprzewodowej i mam nadzieje, ze wkrotce sie rozwiaza...
Lizbona jest przecudna! Egzotyczny klimat, gorace slonce, silny wiatr...
Pokoj taki jak na zdjeciu, dodatkowo mam tv, widok na basen i palme zza okna.
Kupilam portugalska karte startowa do telefonu, zeby byc w kontakcie z Erica - nasze roamingi nie dzialaja jak trzeba.

Bardzo nieskladnie dzisiaj, ale mam malo czasu. Szczegolowo opisze podroz jak tylko rozwiaze kwestie netu w pokoju.

Takze nie martwcie sie, dotarlam cala i zdrowa, a teraz udam sie na kawe i pyszne portugalskie ciacho ;-)

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Już!

Nie mogę sobie odmówić i zacytuję Stasiuka. Powiedziłam sobie kiedyś, że gdy będę na progu jakiejś wielkiej podróży, to przeczytam te słowa po raz kolejny. Ten fragment nieustannie kojarzy mi się w przyjemnością podróżowania:

"Najlepsza jest noc w obcym kraju. O zmierzchu porzuca się jakąś okolicę, ponieważ okazała się beznadziejnie nudna, i rusza, powiedzmy, prosto na południe. Ciemność spada na równiny, zakrywa ich smutek i o dziesiątej wieczór jedzie się już przez czystą, czarną przestrzeń. Można wyobrażać sobie różne rzeczy, można odgadywać zarysy niewidzialnego pejzażu, pola, sady, miasta z białego kamienia, kościoły i place stygnące z całodziennego upału, można próbować dojść do ładu z perwersyjną obfitością materii, z pornograficznym bezwstydem historii, wylegującej się na wznak za każdym zakrętem, za każdym wzniesieniem, ale koniec końców zdaje się to psu na budę, bo zostajemy sam na sam z przestrzenią, która jest najstarsza ze wszystkich rzeczy."

Zdjęcie autorstwa Michała. Człowieka, który z dnia na dzień zaskakuje mnie coraz bardziej i od którego uczę się, że wszystko, czego pragnę, jest na wyciągnięcie ręki. Mój wyjazd w dużej mierze jest jego zasługą, wspierał mnie w tej decyzji i pomagał jak tylko mógł. Dziękuję, jesteś najlepszy!


***
Przed chwilą dzwoniła Erica. Na lotnisko w Lizbonie przyjedzie po mnie jej mąż Miguel. Miał wpaść Chico swoją sportową furą (Portugalczyk, który mieszka w pokoju obok mnie), ale ze względu na większy samochód Erica wrobiła swojego małżonka. Znacznie ułatwi to sprawę, ponieważ lecę z dziewczyną, którą poznałam przez Internet, Olą i nie będziemy musiały brać dodatkowej taksówki. Uwaga, taksówkarze mają doskonały zmysł na obcokrajowców i kasują zaczarowane sumy za marnych 5 kilometrów.
Walka z walizką (chyba) zakończyła się pomyślnie, aczkolwiek finalny efekt będzie widoczny dopiero podczas odprawy bagażu. Mam nadzieję, że zmieściłam się w limicie kilogramowym i obejdzie się bez dodatkowych opłat.

Tak więc zaraz, teraz, już ... FRUNĘ! Do zobaczenia za pół roku Kochani !Tchau! (portug: cześć)

PS.1. Jak tylko zamontuję się z Internetem, wrzucę pierwsze zdjęcia i relację z podróży.
PS.2. Troszkę reklamy: polecam bloga Michała: http://stukpuk.blogspot.com/ i bloga Karoliny: http://karolinka-denmark.blogspot.com/ :-)

niedziela, 17 sierpnia 2008

To już jutro...

Nie sądziłam, że ten tydzień tak szybko przeleci. Dużo się działo. Przeprowadzka, walka z kartonami, sprzątanie. Spotkania pożegnalne z przyjaciółmi (Adamo, Jasiu, Wojciechu - fajeczka wodna była jednorazowa), wyjazd rodzinny do Wisły (polecam Park Linowy), wesele (do tej pory odsypiam) i... pstryk! Już niedziela.

Korzystając z okazji, dziękuję wszystkim, którzy przejmują się moim portugalskim wyjazdem i bardzo wspierają - jesteście wspaniali! Pamiętajcie, że możecie pisać na mag.olszowka@op.pl, a mój nowy numer telefonu to 608 79 06 36. Stary przejęli rodzice, także bez niestosownych smsów! ;-)

Siedzę sobie teraz na Literackiej w stolicy, rozmyślam o tym, czy przypadkiem niczego nie zapomniałam i czuję, że jest mi coraz smutniej. Tak pragnęłam tego wyjazdu. Odliczałam każdy dzień. Nie spodziewałam się, że pożegnanie będzie takie trudne (zwłaszcza z moim 7 letnim Jasiem). Zrobiło się smutno i ckliwie, ale trzeba zamknąć pewien etap i w pełni sił skupić się na realizacji zamierzonych celów. Bez rozczulania się, bo przecież nikt nie mówił, że bedzie łatwo. Przede mną pół roku w nowym miejscu, wśród nowych ludzi i z głową pełną pomysłów.

Dzisiaj jeszcze czeka mnie spotkanie pożegnalne z Hudziem, który jest w Wawie na praktykach, a jutro od rana ostatnia runda walki Magda vs Walizka. Trzymajcie kciuki za pomyślny wynik.

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Mieszkanko

Miałam ogromne szczęście, ponieważ bardzo szybko i bez przeszkód znalazłam pokój przez Internet. Wszystkim szukającym polecam stronę http://www.erasmuslisboa.com/, na której zamieszczonych jest mnóstwo ciekawych ogłoszeń. Kilka maili z pytaniami, rozmowa na skypie z właścicielką, Ericą i ... mam pokój.

Apartamento com 4 quartos na Penha de França, mesmo em frente à Igreja e Piscina - czyli apartament z 4. pokojami na ulicy Penha de Franca na przeciw kościoła i basenu.

Budynek wygląda ciekawie, a lokalizacja jest świetna, przynajmniej teoretycznie. Czy rzeczywiście będzie tak sielankowo, okaże się na miejscu.

Dom prezentuje się tak:



Będę mieszkała z dwiema Polkami, studentkami V roku medycyny oraz Portugalczykiem, znajomym Erici, który jest kucharzem. Początkowo nie byłam w euforii z faktu obcowania z językiem polskim w domu, ale po przemyśleniu sprawy, stwierdziłam, że to nawet lepiej, ponieważ dobrze jest mieć niedaleko osoby, które mogą pomóc w odnalezieniu się w nowym miejscu.


Oto mój przyszły pokój: niewielki, ale bardzo słoneczny, z grzejnikiem - co nie zdarza się często w Portugalii, a zimy bywają nieprzyjemnie chłodne. Nie ma rzecz jasna śniegu ani mrozu, ale wilgoć bywa uciążliwa i na zewnątrz jest często cieplej niż w mieszkaniach.





Najbardziej podoba mi się jeden szczegół, który można zobaczyć w łazience - boska palma za oknem ...


Jak już pokazuję łazienkę, to zobaczcie także kuchnię




Tak właśnie prezentuje się moje przyszłe lokum. Mam nadzieję, że zdjęcia są prawdziwe ;-) i nie rozczaruję się na miejscu. Właścicielka Erica wydaje się być w porządku kobitką. W ogóle okazało się, że jest makijażystką filmową ( sic!), a jej mąż jest operatorem - lepiej nie mogłam trafić. Zdjęcie Erici:


A' propos ceny: 250 euro/ miesiąc ze wszystkimi opłatami ( gaz, elektr., bezprzewodowy net etc). Jak na Lizbonę - całkiem przyzwoita cena.

Do wylotu pozostało 6 dni ...

sobota, 9 sierpnia 2008

18.08.2008 fru!

Przede mną pół roku w Portugalii. Z tej okazji stworzyłam to miejsce w sieci. Dla rodziny, przyjaciół i znajomych, a także dla wszystkich tych, którzy pragną odwiedzić ten niezwykły kraj. Być może znajdzie się tu kilka przydatnych informacji - jak ułatwić sobie życie w nowym, przepięknym, egzotycznym kawałku Europy. 'Faz calor', czyli 'jest gorąco' - nie zabraknie przyspieszonego kursu języka portugalskiego - którego będę musiała się nauczyć.

Tak więc zapraszam do opowieści o śląskiej studentce, która wyjeżdża na erasmusową wymianę do krainy fado, wyjątkowej kawy, porto i owoców morza...

---------------------------------------------------------------------------------

Dzień wylotu już za 8 dni. Wybrałam Centralwings, bo promocyjnie i bezpośrednio.
Odlot 18.08.2008. 21:55 Warszawa (Okęcie) - Przylot 19.08. 01:05 Lizbona
W Portugalii jest przesunięcie czasu - godzinę wcześniej niż w Polsce.

Zaczęłam wstępne pakowanie, które jest nie lada wyzwaniem, ponieważ istnieje limit bagażu 20 kg. To bardzo niewiele, licząc 5 kg samej walizki. Cóż, mam tydzień na ważenie i zabawę w Coperfielda. Lecę na semestr zimowy, także muszę zabrać trochę ciepłych ciuchów, butów. W Portugalii zima to okolice 15' C, jednak trzeba się liczyć z nieprzyjemną wilgocią i brakiem ogrzewania. Na szczęście mam załatwiony pokój z centralnym ogrzewaniem, więc nie powinno być problemu. Przynajmniej w domu.

Moją nową szkołą będzie Universidade Lusofona Humanidades e Tecnologias. To jeden z największych uniwersytetów w Portugalii, który kształci studentów m.in. w dziedzinie video i multimediów. To właśnie ten kierunek będę studiowała jako odpowiednik mojego (organizacja produkcji filmowej i telewizyjnej). Z długiej listy przedmiotów oferowanych przez uczelnię, wybrałam:

- AUDIOVISUAL AND MULTIMEDIA PRODUCTION AND PROJECT MANAGEMENT TOOLS
- SOUND EFFECTS WORKSHOP
- CINEMA, VIDEO AND MULTIMEDIA EDITING AND POST-PRODUCTION
- COMMUNICATION AND INFORMATION LAW
- CAMERA AND VIDEO OPERATION
- ADVERTISING AND MARKETING WORKSHOP

Sporo tego, ale mam nadzieję, że uda się zebrać te 30 punktów ETC, które są niezbędne do zaliczenia semestru. Trzeba wspomnieć, że językiem wykładowym teoretycznie ma być angielski, ale nieoficjalnie wszystkie zajęcia odbywają się po portugalsku. Będzie zabawnie, ale traktuję to jako przygodę i jestem pewna, że powoli uda mi się cokolwiek rozumieć na zajęciach.

Pocieszające jest to, że zaliczać przedmioty mogę po angielsku, także poza kursem portugalskiego podszkolę mój angielski.

Znalezione w sieci zdjęcie mojej przyszłej uczelni:



Robi wrażenie...