poniedziałek, 1 lutego 2010

Nowe..

Zapraszam wszystkich, którzy mają ochotę poznać moje dalsze losy w Lizbonie na mojego nowego bloga:
http://uma-bica-por-favor.blogspot.com/
;) ATE JA!

wtorek, 18 sierpnia 2009

the end

Dokładnie rok temu przyleciałam do Lizbony. Uświadomiwszy sobie to, zwyczajnie zabrakło mi słów... Jestem wdzięczna wszystkim tym, dzięki którym ten rok był taki cudowny.
12 miesięcy pełnych niezapomnianych wspomnień, pełnych ludzi i obrazków z Portugalii.
Tytuł bloga brzmi: "ROK W PORTUGALII" więc będąc konsekwentną, postanowiłam zakończyć tym wpisem przygodę z blogowaniem.
Przede mną kolejny lizboński rok. Daniel, praca, może studia, na pewno wielka przygoda.
Jeżeli będziecie mieli ochotę dowiedzieć się co u mnie, zwyczajnie piszcie na maila: mag.olszowka@hotmail.com :) Postaram się zawsze szybko odpisywać.
Mam nadzieję, że moje opowieści dziwnej treści zachęciły chociaż trochę do podróżowania i że zobaczymy się kiedyś na lizbońskiej uliczce, gdzieś z tramwaju, czy baru na Bairro Alto.
Wszystkim ex Erasmusom, obecnym i przyszłym życzę wszystkiego najlepszego! A tych, którzy się wahają - zaryzykujcie! W moim przypadku to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć.
Jest wspaniale i jak mówią: "Będzie jeszcze lepiej!" :)

ADEUS!

PS. Nie wiem dlaczego, ale format daty ciągle twierdzi, że dzisiaj jest 18 a nie 19 :P

sobota, 8 sierpnia 2009


Miał szczęśliwy śmiech dziecka, które jeszcze nie rozbiło talerza...

wtorek, 4 sierpnia 2009

aclimatação, a formação...

Biegnę. Bobudka o 6. Autobus 767. Szybka café przed pracą. Później hamuję na 8 godzin. Trening przed solowym występem z Chepem w roli głównej. Cebulka mnie uczy w dość specyficzny sposób: na przykład jak irytować Czeszkę Barbarę albo umiejętnie przysypiać w czasie pracy. Robię notatki z programu, w którym się cebulowy kolega obraca, czyli Siebel'a, ale Michał to robi z tak zawrotną prędkością, że połapać się jeszcze nie umiem,a od samego obserwowania nie nauczę się programu. Jutro zacznę sama się bawić w klikanie. Po pracy wielkie uff: bo ileż można siedzieć na krześle obrotowym ze słuchawkami na uszach i słuchać rozmów...(chociaż było kilka ciekawych, m. in. z panem Grzegorzem Olszówka). I po ośmiu godzinach spacerkiem na autobus i do domu.
I szlag mnie jasny trafia i krew nagła zalewa, że Daniel i znajomi na plaży, a ja muszę pracować. Ale cieszę się bardzo z tego, że się udało, bardzo się cieszę.
I cieszę się również ogromnie z powodu spontanicznego przylotu Marka do Lizbony. Pobyt planowany jest na dni 13-22 sierpnia, czyli już w przyszły tydzień! Nie mogę się doczekać - strasznie chciałam pokazać mu moją Lizbonę od tak dawna.
Wszystko fajnie, ale sen z powiek spędza mi pisanie pracy licencjackiej, która ciągnie się za mną i irytuje swoim istnieniem. Ambitny plan: skończenie do 31 sierpnia.
Pozdrawiam Was Kochani serdecznie i trzymajcie kciuki za moją aklimatyzację i szkolenie :)

piątek, 31 lipca 2009

Czy może być jeszcze lepiej?

Samochwała w kącie stała i tak wciąż opowiadała...
Dzisiaj będę samochwałą. Musicie mi wybaczyć. Już nie ma obawy, że zapeszę, że coś nie wyjdzie...
Wszystko się udało.

Od ponad sześciu miesięcy szukałam pracy. Było ciężko. Mój pobyt tutaj stał pod znakiem zapytania.
I udało się: najpierw jeden hostel, na pół etatu, kilka dni później kolejny hostel, tym razem full-time. Popracowałam z fajnymi ludźmi, poznałam trochę turystów, nauczyłam się kilku przydatnych zwrotów po portugalsku, poznałam Johna Keneddy'ego (geja z Anglii), latałam rankami po 60 bułek, kasowałam, rejestrowałam i robiłam sto tysięcy innych ciekawych rzeczy. Pięć razy równo. Wczoraj dostałam wypłatę - wielka satysfakcja.
W środę spełniło się moje marzenie o prawdziwej pracy. Od poniedziałku zaczynam. Co najlepsze: praca po polsku (!), od 8-16, elegancko z umową, ubezpieczeniem zdrowotnym. Bajecznie.
Jest luz psychiczny - że można tu zostać, że będzie miało się pieniążki na potencjalne studia.
Egzaminy we wrześniu na kierunek kino i literatura USA.
Przeprowadzam się bliżej miejsca pracy. Najbliżej. Ale dopiero we wrześniu.
Plan na sierpień: skończyć pisanie licencjatu. Tylko i aż.
Z przydatnych newsów: przetłumaczenie dyplomu na portugalski i podbicie go w ambasadzie kosztuje 30euro ( ambasada znajduje się w okolicach Belem)
Numer identyfikacji podatkowej wyrabia się w Loja da Cidadao ( Restauradores)
Wszystko już mam.
I co... teraz mogę już powiedzieć otwarcie: zostaję na kolejny rok w Lizbonie. Dostałam fajną pracę, z Danielem jest cudownie, z językiem coraz lepiej, od września śliczne mieszkanie w centrum. Aż za dużo tych pozytywów ;)
Dzisiaj cieszę się szczególnie, ponieważ Markowi ściągnęli gips i może do mnie przylecieć :)
I wiecie co...jednak czasem warto poczekać. I można mówić, że ściemą jest zdanie :"Myśli kreują rzeczywistość"... ja tam wiem swoje.

piątek, 24 lipca 2009

"Trzeba mierzyć wysoko aż na Księżyc, bo jeśli coś nie wyjdzie to w najgorszym wypadku i tak wylądujemy na jakiejś szczęśliwej gwieździe!" dzięki

czwartek, 23 lipca 2009

Over&out...

Zdjęcia autorstwa Asi :)

Budynek kina - aż się nie chce wychodzić

Scena a na niej laureaci - twórcy musicalu

Polski Trójkącik: Asia, Klaudia i ja :)

"Przecież miałam zacząć 23 o północy...Dzisiaj jest 23?Ahaaa"

"Boże, przecież ja jadę na Baixa Chiado, to nie ten kierunek"

Już wszystko idzie w dobrym kierunku...

I niech tak zostanie...bo się zaczęło układać tak, jak tego chciałam...