środa, 20 sierpnia 2008

Już prawie idealnie

Kochani,

Złośliwość rzeczy martwych jest jednak wyjątkowo uciążliwa. Wszędzie-Działający-Internet-Bezprzewodowy nie ma ochoty zadziałać na laptopie, mimo szczerych chęci mojej maszyny. Nieustannie ( mimo moich licznych i bardzo pomysłowych prób) powraca z pozdrowieniem o treści: "Sieć nie przypisała adresu sieciowego do tego komputera" tudzież: "Adres IP nie został odnowiony". Brzmi wrogo. Na szczęście dzisiaj wpadnie kolezanka Olki, Magda, która skończyła informatykę, więc może ona coś poradzi. Zabawne jest to, że Internet działa przez kabel - co też w momencie pisania wykorzystuje ile, się da. Mój przemiły portugalski współlokator Chico, który okazał się Franciskiem i nie kucharzem, jak przedstawiała mi go Erica, a renowatorem zabytków! Hmm, można znaleźć kilka podobieństw, ale generalnie Francisco wychodzi rano do pracy, wraca koło 13 na obiad i znowu ucieka wspinać się i naprawiać stare mury. Dzisiaj natknęłam się na niego w kuchni i powiedział, że jeśli tylko chce, mogę się podłączyć do netu w jego pokoju. Tak więc siedzę sobie na franciskowskiej podłodze w okrągłym pokoju i piszę do Was.

Jako, ze jestem uwiązana przyjściem Olki i Magdy w sprawie netu, nie mogę wyjść i zwiedzać. Załapałam się za to dzisiaj na obiad autorstwa Franciska - spaghetti z oliwkami, śmietaną, pieczarkami, tuńczykiem (no kucharz z niego średni:P ale było miło), a później zrobił kawę. Uwaga, w miseczce na zupę! Ech te róznice kulturowe... :-)

Zrobiłam kilka zdjęć mieszkania i widoku za oknami.


Widok z kuchni na najdluzszy most w Europie. Początkowo myslalam, ze to ocean, ale zostałam uświadomiona... że to rzeka ( żeby Jasiu nie sądziła, ze pomyliłam most z oceanem) :P



Typowe, gęste zabudowania w Lizbonie... Mój dom jest na samym wierzchołku wzniesienia, także widoki piekne, na całe miasto - postaram się zrobić kilka zdjęć i wrzucę na dniach...




A to już mój pokój i widok na laptopa, który obraził się z wifi...



Nie muszę chyba pisać, jaka Lizbona jest cudna, bo widać na zdjęciach, ale muszę przyznać, ze zrobila na mnie ogromne wrazenie. Przeurocze wąskie uliczki, ludzie spokojnie pijący kawę, którym nigdzie się nie spieszy. Ludzie bardzo otwarci: wczoraj pewna starsza pani sprzedająca owoce próbowała mnie nauczyć portugalskiego. Wspomne, ze był to baaardzo przyspieszony kurs i w związku z tym mało efektywny. Umiem za to juz dziekowac w sklepach, witac sie i zegnać.
- Obrigada - Dziękuję
- Bon dia - Dzień dobry
- Adeus - Do widzenia
Jedno sprostowanie: czas w Portugalii rozni się od polskiego tym, ze jest godzina wczesniej, a nie pozniej, jak napisalam na początku. Zatem teraz mam 14:53 a nie 15:53 jak u Was, czyli mam wiecej czasu :-) (cóz za logiczne wyjasnienie).
I przepraszam za brak literki z z kropeczką, ale portugalski klimat nie sprzyja tej literze i kazde jej wcisnięcie kasuje mi połowę tekstu. Zatem doceńcie moja cierpliwość.
Pozdrawiam wszystkich i do zblogowania!

3 komentarze:

dioblica pisze...

każdy moze pomylić most z oceanem.... :P

Anonimowy pisze...

Oj Madziu, nic tylko pozazdrościć:)
A kiedy tam startują studia?
Pisz dużo, bo miło się to czyta ;)
buzi:*
ef

mag.o pisze...

Studia startują tak jak w Polsce, czyli w październiku :) jestem wczesniej, bo myslalam, ze sie załapie na darmowy kurs portugalskiego, ale niestety się nie udało, jestem na liście rezerwowej... ale i tak jest CUDOWNIE!!!!