1. Nigdy nie wierz Portugalczykowi, kiedy mówi, że pojedziemy o 9 rano, bo i tak najwcześniej wyjedziecie o 12.
2. Miej świadomość, że niektórzy Portugalczycy umieją język polski.
3. Nigdy nie ufaj portugalskim kierowcom - podczas podrózy miej oczy i uszy otwarte.
Skład ekipy:
JA
BASIA
GOSIA
Skład ekipy:
JA
BASIA
GOSIA
FILIPE
BERNARD
Cel wycieczki: OBIDOS i MAFRA
Kilka informacji turystycznych:
Obidos to maleńkie, otoczone wysokimi murami średniowieczne miasteczko, które swymi brukowanymi ulicami i pobielanymi domami z koniecznie czerwoną dachówką robi fantastyczne, bajkowe wrażenie. Tę szczególną atmosferę tworzą dodatkowo kręte schody prowadzące na mury obronne, skąd roztacza się efektowny widok na okoliczne wioski, wiatraki i winnice.Główną atrakcją miasteczka jest Castelo dos Dinis (zamek króla Dinisa), który przekształcono w luksusowy hotel typu pousada (ok. 700zł za dobę). Budowla wyróżnia się na tle innych portugalskich warowni wyjątkowo spójną sylwetką oraz okrągłymi masywnymi wieżyczkami. Miasteczko cieszy się dużą popularnością wśród turystów, w związku z czym otacza je gęsta zabudowa. Jego starszą część można jednak obejść wąską ścieżką, która biegnie wzdłuż okalających je murów. Jest to droga zdecydowanie dla odważnych ( czyli nie dla Magdy, która ma lęk wysokości i zwątpliła po 5 minutach), nie ma bowiem żadnych zabezpieczeń i przy odrobinie nieuwagi można zaliczyć lądowanie z wysokości miejscami dochodzącej do 10 metrów. Widok budzi podziw i nieodparte skojarzenia z Wielkim Chińskim Murem. Ponoć jeszcze w XVw. tam, gdzie teraz rozciągają się winnice i gaje oliwne, szumiało morze. Sięgało ono podnóży pasma górskiego, na którym stoi Obidos, a łodzie rybackie cumowano poniżej murów miasta.
Zwątpienie na szlaku. (zdjęcie autorstwa Basi)

Te małe punkciki spacerujące po murze to Filipe, Basia i Gosia. Ja podziwiałam ich z daleka siedząc w przyjemnej kafejce i kosztując lokalnych specjałów.

Te małe punkciki spacerujące po murze to Filipe, Basia i Gosia. Ja podziwiałam ich z daleka siedząc w przyjemnej kafejce i kosztując lokalnych specjałów.

Pogoda dopisała, cieszyliśmy się cudnym słońcem.
Tak wygląda grudzień w Portugalii - żyć nie umierać!
Było co podziwiać - urokliwe drzewa kusiły zielenią.
A agresywne agawy egzotyką
Widok dojrzewających cytrusów zawsze będzie robił na mnie wrażenie
Podobnie jak smak mandarynek, które dostaje się w prezencie za buziaka od nieznajomego ;) (zdjęcie autorstwa Basi)
Błękit w połączeniu z bielą zawsze kojarzy mi się z Grecją - w Obidos dużo było greckich klimatów

Miasteczko udekorowane było świątecznie, wszędzie Mikołaje, choinki, szopki. Tutaj Basia w towarzystwie żołnierza.(zdjęcie autorstwa Basi)

Wspomniana szopka, w wymiarach rzeczywistych.
Ze specjalną dedykacją dla Justyny :) Stara pamiętasz wołka i osiołka? :)
Degustacja tradycyjnego alkoholu z Obidos, czyli wiśniówka podawana w czekoladowych kieliszkach.Pycha!

Tradycyjne portugalskie ścierki z kogutami - kto chce taką, jak przyjadę w lutym do Polski?
Zabawny widok 20 małych krasnali
Filipe, Basia i Gosia, czyli niekończące się dyskusje :)
Pod palmą, czyli ja i moje ukochane drzewo
Drugim punktem programu była Mafra. Mieści się tam pałac- klasztor zbudowany w XVIII wieku - najpotężniejszy zabytek portugalskiej architektury sakralnej. Znajdują się tam pełne przepychu apartamenty królewskie, wspaniała biblioteka zdobiona rzeźbami oraz bazylika.

Widok pałacu za dnia. Przed naszym jedzeniem.

Widok pałacu za dnia. Przed naszym jedzeniem.
W Mafrze zwiedziliśmy pałac i udaliśmy się w poszukiwaniu restauracji. Była 17. Oczywiście w Portugalii wszelkie lokale gastronomiczne otwierają dopiero o 19. Bo przecież wcześniej się nie je. Około południa serwują lunch i zamykają. Swego rodzaju sjesta, chociaż nie taka jak w Hiszpanii. Zdesperowani, strasznie głodni wylądowaliśmy na portugalskich hamburgerach, gdyż okazało się, że było to jedyne otwarte miejsce poza kawiarniami.
Po "obiedzie" poszliśmy skosztować tradycyjnych ciastek z tego miasta - cóż, dobre, słodkie i trochę smakujące jak zakalec :P
W drodze powrotnej mieliśmy kilka przygód, między innymi prawie zginęliśmy, bo Bernard się zagapił i w ostatnim momencie udało mu się uciec przed nadjezdzajacym z naprzeciwka tirem. Podwyzszona adrenalina towarzyszyła nam już do końca wycieczki.
Żeby tego było mało, Basia zauwazyła, ze towarzyszy nam pełnia księzyca i własnie naszą drogę przebiegł czarny kot. Takze wszelkie kryzysy natury fizycznej i psychicznej zostały wyjasnione.
Tak czy inaczej - wyjazd bardzo udany - mimo wielkiego spóźnienia, grobowej atmosfery i prawie śmierci na drodze - WIELKIE DZIĘKI ZA WYCIECZKĘ! :) Estou contente! Muito obrigada!
6 komentarzy:
Twój blog czytają nawet ludzie z Opola (Polska)i z New Jersey (USA);-)
Moja ukochana telenowela, czekam na kolejne odcinki!
só gostava era de saber onde anda a nossa amiga cujo nome não deve ser pronunciado. Sim, aquela que todos gostam muito... onde está? xD
*
Gosia, jesteś jedną z najbardziej popularnych aktorek tej telenoweli=)dzięki!
Dan...estupido =) lol =)
Zaiste zacny dzień Magdaleno.
Żartowałem,po prostu zawsze chciałem zacząć jakiś komentarz od frazy "zaiste zacny..."
Wracając do dnia:
1. To były gnomy, nie krasnale, poznać po uzębieniu i braku gęstych bród.Było ich 21.
2.Te ścierki z kogutami są okropne.
3.trzech,czterech,pięć,sześć,siedem,osiem,dziewięć,
dziesięć,jedenastu,dwunastu.
4.Hamburgery wcale nie są takie tuczące.
To by było na tyle.
Mam nadzieję, że zawitasz i na mą wieś, gdy przyjedziesz. Zaprosisz mnie na pizzę.
Na zdjęciach nie widać ani trochę, że było tak grobowo: słońce, pomarańcze.. ;) hihi! Do zobaczenia!
Prześlij komentarz