środa, 10 grudnia 2008

Lusófona, nie Lusofona

Owszem, niewiele pisałam o uczelni. Prawda jest taka, ze Erasmus to najmniej kwestie związane z nauką, ale to przecież nie żadne odkrycie. Oczywiście zdarzają się wyjątki, kiedy ludzie siedzą nad książkami i są traktowani jak lokalni studenci. Jednak nie tu :) I całe szczęście!
Mój Learning Agreement nieco zmienił formę i ostatecznie muszę zaliczyć następujące przedmioty:
-VISUAL CULTURE
-PHOTOGRAPHY DIRECTION AND LIGHTING
-INTRODUCTION TO PHOTOGRAPHY
-FINANCIAL MANAGEMENT OF AN ORGANISATION
-MANAGEMENT OF PERFORMANCE AND POTENCIAL
-PRINCIPLES OF HUMAN RESOURCES MANAGEMENT
Poza fotografią, na której muszę zrobić 3 komplety piętnastu zdjęć analogowych oraz zajęć z fotografii cyfrowej, reżyserii i światła, na których kręcimy film - muszę spłodzić 4 prace pisemne.
W sumie niewiele, ponieważ to jedyny mój obowiązek - na zajęcia nie chodzimy, gdyż są po portugalsku, więc mało byśmy wynieśli, poza tym wykładowcy są otwarci na tego typu rozwiązania. Oczywiście panuje zasada: google.com i zaliczamy jedenaście przedmiotów w miesiąc. Zobaczymy jak będzie w moim przypadku.Na razie mam materiały do pracy na kulturę wizualną, gdzie napiszę projekt o polskiej produkcji filmowej, ( Hudzio, dzięki za porady) a takze materiały z zasobów ludzkich oraz potencjału (dzięki Karolinko, Kubo i Łukaszu!) Pozostały finanse, nad którymi będę musiała przysiąść, ale czego się nie robi, żeby nie zdawać rachunkowości w Polsce... =) GENERALNIE BAJKA!
Przy okazji tematu naukowegoo - przedstawiam Wam moją uczelnię - Panie i Panowie, przed Państwem Universidade Lusófona de Humanidades i Tecnologias z dnia 10 grudnia 2008 roku ( grudnia Macieju, a nie grudzień i nie moja wina, że blogspot ma taki chory układ)





1 komentarz:

Caroline ;) pisze...

Hejka :) Jak bedziesz potrzebowala jakies materialy na finanse to tez cos sie znajdzie :) Ja sobie wlasnie siedze na potwornie nudnym Business Law, a Ty nawet na zajecia nie musisz chodzic. Zycie jest niesprawiedliwe!!! :D