wtorek, 11 listopada 2008

Rodzinka w Lizbonie

I odwiedziły mnie Olszówki w Lizbonie. To piękne, ze mozna wsiąść do samolotu i juz za parę chwil stać na lotnisku na drugim końcu Europy.
To nic, że spali w Rezydencji Mozambik, która okazała się bardziej Mozambikiem niż rezydencją.
To nic, że tata próbował dogadać się po polsku przy wynajmowaniu samochodu.
To nic, że z okazji jego urodzin będąc na meczu, Benfica przegrała z Turcją 2-0.
To nic, że Jaś i Stać marudzili, że nie będą zwiedzać kolejnego klasztoru, bo wolą plażę.
To nic, że rachunki za obiady nad Oceanem były zatrważające, a whisky ciocia Iwonka i tata pili w portugalskiej spelunie.
To nic, ze uszkodziłam aparat fotograficzny wciskając guzik na chama.
To nic, że zepsuło się nam auto na środku skrzyżowania i portugalscy kierowcy trąbili jak nigdy.
To nic.
Najważniejsze, że byli i spędziliśmy razem cudowny czas.
Oceanarium, czyli podziwianie rekinów, kolorowych ryb, koralowców, fok i innych wodnych stworów. Przecudnie!
Expo, czyli przepięknie zaaranżowane tereny w okolicy najdłuższego mostu w Europie i pyszna kawa.
Cascais, czyli obiadek nad Oceanem w dzielnicy artystokratów.
Guincho, plazowanie w ukochanym miejscu surferów
Fatima, czyli miejsce święte, duzo przestrzeni, pielgrzymów i msza święta w ogromnej kaplicy
Batalha, imponujący klasztor z tysiącem zdobień na ścianach i pięknymi ogrodami w środku
Belem, czyli pomnik odkrywców, Torre de Belem, ciastka i piękny park
Baixa-Chiado, winda i podziwianie całej Lizbony z góry, spacery urokliwymi uliczkami starego miasta.

Co zobaczyliśmy, to nasze. Tylko Marka bardzo szkoda, został w Mikołowie, odpoczywał od rodziny i biedny złamał nogę w niedzielę na meczu. Otwarte złamanie, kość na wierzchu i jutro operacja. Braciszku, jestem z Tobą!

Zdjęcia z rodzinnego weekendu:


















2 komentarze:

Maciek pisze...

Mam tu swoje ulubione zdjęcie. Jest na nim moich 2 ulubionych piratów z ADHD ;) Ostatnio mnie tak zagadali,ze zapomniałem jak się nazywam. A Mareczka faktycznie szkoda :/ Jutro do niego zatelefonuję w takim przypadku!

aninhaemlisboa pisze...

Hej, nie ma to jak rodzinka w Lizbonie :) Moja pobędzie jeszcze do piątku, a w sobotę rano wylatuje. Trochę zwiedzamy razem, troszkę same muszą sobie radzić, bo mam zajęcia, a pokazałam im właściwie to, co i Ty swoim bliskim, tylko bez Batalhii i Fatimy. W czwartek natomiast wybieramy się razem do Sintry :) Aha, widziałam Cię na lotnisku, jak odbierałaś rodzinkę - ja na swoją musiałam troszkę dłużej poczekać ;) Pozdrawiam!