sobota, 21 marca 2009

Rewolucje

Czasami boję się pisać o rzeczach głębokich. Boję się, bo nie mam pewności, że słowa, których używam, dostatecznie silnie zadziałają. Mogą stać się puste i infantylnie głupie. Czytając pewnego bloga ( dobrze, starając się czytać...) dochodziłam do wniosku, że pisanie o rzeczach poważnych, tematach egzystencjalnych - na blogu mija się z celem. Że sama forma jest tak mało poważna, że poważne słowa tracą swoją powagę. Od tamtego czasu się boję, bo nie chciałabym, aby ktokolwiek, kto wpisuje w wyszukiwarce adres tej strony, czuł się podobnie jak ja będąc czytelnikiem tamtej. A słowa mają dla mnie zbyt wielką wartość. Zaryzykuję jednak tym razem, przekonując się, że niezależnie od formy, niektóre słowa muszą zostać wypowiedziane. Czuje się nieodpartą pokusę ich wykrzyczenia, a że jest to wygodna forma... Cóż, niech zatem stanie się udziałem innych.
Skąd w ogóle ten wstęp? Otóż widziałam film. Winslet i "Boski Di" znowu razem, niczym w "Titanicu" z Celin Dion na dziobie. Z początku nieco nudny, irytujący. Ale po pewnym czasie wciągnął mnie bezgranicznie. Nie mam zamiaru treszczać fabuły, nie o to w tym chodzi. Nie chcę pisać, czy był to dobry film czy kiepski. Nie jestem krytykiem. Ale uderzył mnie prawdą. Taką prawdą, którą sama bardzo rozumiem. Do tego stopnia, że zapragnęłam o tym napisać.
Jak bardzo oszukujemy sami siebie, że jesteśmy szczęśliwi? Jak bardzo szara codzienność zakrywa płaszczem nasze marzenia. Dlaczego poddajemy się zasadom: bo tak trzeba, bo każdy tak żyje, bo przecież mężczyzna powinien pracować na utrzymanie rodziny, kobieta powinna rodzić dzieci. Pomysł rzucenia wszystkiego i wyjazd do Paryża jest przecież absurdem. Bo, jakże dwoje dorosłych ludzi mogłoby tak postąpić. Po co?Przecież są szczęśliwi. Mają ładny domek, dwójkę ślicznych dzieci, pracę, kwiatki w ogródku. I tkwią w tej "beznadziejnej pustce". To jednak nie jest najgorsze. Wyobrażam sobie, jak bardzo może być źle, kiedy żyjesz z kimś, kto tak naprawdę czuje to, co ty, ale boi się zaryzykować. Jak brak empatii może zniszczyć prawdziwe uczucie. I tylko chory psychicznie syn znajomej widzi, jaka jest prawdziwa rzeczywistość.Tylko wariat potrafi dostrzec tak naprawdę, czym jest szczęście. Sam go nie zaznał, ale widzi. Cieszę się, że nie boję się ryzyka. Cieszę się, że tu przyjechałam. Cieszę się, że marzenia, które zawsze miałam pozwalają mi czuć spełnienie."Revolutionary Road" to smutny film, ale powinniście go zobaczyć. Traktując jako przestrogę:JAK (NIE) BYĆ SZCZĘŚLIWYM.

4 komentarze:

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

piękne ale prawdziwe

Anonimowy pisze...

:(:(

prawy pisze...

Kiedy patrzysz na życie przez palce, pozwalasz mu przez nie przeciekac,a czas to nie ziarenka piasku, nie odwrócimy klepsydry.Cały czas uczymy się życ, co?.To nie było infantylne, ani głupie. Dawno do Ciebie nie zaglądałem,muszę nadrobic zaległości.